Witajcie Pandy!
Dziś się dowiecie, co się wydarzyło podczas skoków na spadochronach rodziny pingwinów.
Pamiętacie jeszcze, że Pingoo odważnie pobiegł na szczyt wulkanu.
Bezpośrednio przed przepaścią zahamował ostro swoimi skrzydłami, tak że pojawiła się wielka chmura pyłu. Gdy widoczność się ponownie poprawiła, Pingoo stał gotowy do skoku i patrzył na całe Panfu.“Tak..tak wysoko jeszcze nigdy nie byłem”!

– krzyczał szczęśliwy.
Ella wytłumaczyła mu potem, jak pociągnąć za sznurek, by spadochron się otworzył. “Wszystko jasne” – powiedział Pingoo, podniósł swoją prawą płetwę z waniliowymi lodami, lewą założył gogle na oczy.
Pingoo i jego rodzeństwo ustawili się grzecznie w kolejce i zaczęli odliczać: “raz, dwa…, trzy!” – ale Pingoo nie skoczył.
Jeszcze raz polizał loda, tak jakby chciał przywrócić sobie odwagę.
Znowu zaczęliśmy liczyć “raz…dwa i…trzy!!!” i HOP!
Pingoo skoczył z wulkanu, a za nim jego rodzeństwo.
Ella szybko pobiegła z wulkanu w okolice basenu, by stamtąd obejrzeć ich przybycie.
Stałem tam już gotowy z świetlikiem w ręku, by pokazać Pingoowi i jego rodzinie drogę. Zadziałało świetnie! Pingoo leciał dokładnie nade mną, zbliżając się do basenu i wołał “Juhuuu!!! Lecę na…” – ale więcej nie mogłem sobie przypomnieć. Gdyż nagle coś skapnęło na moją głowę, chlup.
-Mówi Max
Po przyjrzeniu się z bliska można sądzić że jest to ptasia kupa lecz mam co do tego wątpliwości może to był lody Pingaa.
No nic wróćmy do Historii.
Max zastanowił się co to jest i po krótkiej chwili zaczął uświadamiać sobie , że są to ptasie odchody i od razu wskoczył do basenu by oczyścić się z tego ijowego.
Max oraz Ella powiedzieli , że dalszy ciąg tej opowieści już jutro.
No to na tyle.